Wielkim echem w świecie bankowości odbił się kryzys finansowy sprzed dwóch lat. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. A wszystko zaczęło się od tego, że banki przyznawały kredyty bez wcześniejszego sprawdzenia wypłacalności przyszłych kredytobiorców. Zabiegi te miały poprawić statystyki tych instytucji. Jednak nie stało się tak jak przewidywali. Wiele bowiem osób pozaciągało na tej podstawie kredyty mieszkaniowe i gotówkowe na olbrzymie sumy. A co pogrążyło banki – nie byli w stanie ich spłacić. W ten oto sposób pieniądze zniknęły i w posiadanie banków dostały się ich zabezpieczenia, czyli w przypadku kredytów hipotecznych – domy i mieszkania. Ze względu na te doświadczenia, instytucje kredytowe, nie tylko w Stanach Zjednoczonych gdzie zaczął się kryzys, ale i w Polsce, zaprzestały rozdawania kredytów na tak zwany
dowód
. Ze względu na to, iż banki zamiast pieniędzy miały nieruchomości, ceny mieszkań i domów spadły, tak aby pieniądze wróciły tam gdzie ich miejsce. Oczywistym jest, że była to kolejna sytuacja, w której to klienci zyskali. Jednakże we względu na rosnącą niechęć do udzielania kredytów, szczególnie drogich, można stwierdzić, że obecnie ciężko jest otrzymać kredyty mieszkaniowe, nie tylko u nas ale i na świecie. Dlatego też banki tak dokładnie sprawdzają swoich klientów oraz ich żyrantów przed podjęciem decyzji oraz żądają wręcz jak największego wkładu własnego do tej inwestycji. Mimo że pieniądze, którymi obraca się wtedy są wirtualne – kredytobiorcy nie SA właścicielami tego majątku, jest to zdecydowanie transakcja bezgotówkowa – nie należy tym samym zostawiać je bez zabezpieczenia. Osobom, które mimo dobrych chęci nie są w stanie według banku by spłacić zarówno kredyt mieszkaniowy jak i każdy inny po prostu nie zostanie on udzielony. Biorąc jednak pod uwagę wydarzenia finansowe z ostatnich lat, nie jest to przecież działanie bezpodstawne. Zmieniły się również niektóre warunki dotyczące kredytów tak, aby również i na podstawie pewnej pozornej nieopłacalności zrobić wstępną selekcję potencjalnych kredytobiorców.